Monday, October 7, 2024
Home / POLECAMY  / „Pochwalił się, że wykorzystuje swoje partnerki, aby mieszkać u nich za darmo”. Aplikacje randkowe bez cenzury (część 10)

„Pochwalił się, że wykorzystuje swoje partnerki, aby mieszkać u nich za darmo”. Aplikacje randkowe bez cenzury (część 10)

Prawdziwe historie

para trzyma sie za rece

Aplikacje randkowe bez cenzury (część 10) / fot. Freestocks / Unsplash

Cykl „Aplikacje randkowe bez cenzury” bawi i uczy. Dzisiaj będzie bawił trochę mniej, bo historie naszych koleżanek nie zawsze są zabawne. Czasem są zwyczajnie przykre, a zdarza się nawet, że robi się niebezpiecznie. Dlatego to takie ważne, żeby się nimi dzielić.

Toksyczny egzotyczny (historia Alicji)

Po swoich zagranicznych wojażach, wróciłam do Polski. Jednak gust pozostał lekko orientalny. Szybko więc znalazłam sobie chłopaka z dalekiego wschodu – mogłam się od początku domyślić, że poszło za łatwo, żeby mogło się dobrze skończyć. Tatsuya pochodził z Japonii, relacja rozwinęła się szybko, bo już po kilku randkach postanowiliśmy, że będziemy parą.

On był na początku bardzo zaangażowany, dużo mnie komplementował i sprawiał wrażenie życiowo ogarniętego. Gdy zostaliśmy parą, czar prysł. Szybko przyłapałam go na pisaniu do innych dziewczyn, w dodatku były to te same teksty, jakie serwował mi.

Poza niedoszłymi zdradami wyszło na jaw, że Tatsuya jest alkoholikiem – bardzo nerwowym. Gdy zaczął robić mi nocne awantury o najmniejsze drobiazgi (późny powrót z pracy, pusta lodówka – w moim własnym mieszkaniu itp.), doszłam do wniosku, że to przegięcie i wyrzuciłam go z domu. Wkrótce okazało się, że typowi zależało tylko na zakwaterowaniu za darmo oraz korzystaniu z mojego samochodu. Kopnięty w tyłek, próbował wkupić się z powrotem w moje łaski. Ale nauczona na błędach, nie dałam się nabrać drugi raz.

 

Polecamy:

Wyzwolenie po trzydziestce: „Myślałam, że nie lubię seksu”

 

Na szczęście złamałam nogę (historia Magdy)

Każda z nas ma swojego wynalazcę ghostingu. Czyli typa, który sprawił, że poznałyśmy na czym ghosting polega. Moim wynalazcą był Maciek, którego poznałam przez jedną z aplikacji randkowych. Był też moim wynalazcą love bombingu – nigdy wcześniej się nie spotkałam z takimi zachowaniami. A więc nasza relacja zaczęła się od zasypywania komplementami, obietnicami, wspaniałymi gestami. Szybko mnie oczarował, wpadłam po uszy.

Potem zaczął znikać – czasem na kilka dni, czasem na dwa tygodnie. Nie odpisywał, nie odbierał. Potem wracał, mówił, że tęsknił i proponował spotkanie. Na spotkaniu był seks, potem znowu znikał, jak kamień w wodę. Postanowiłam zakończyć tą znajomość, ale było mi bardzo ciężko to zrobić. Gdy on wracał, ja znowu dawałam się wkręcić i leciałam na spotkanie, nie potrafiłam się powstrzymać.

W końcu pożegnaliśmy się na dobre, a on wyjechał do innego miasta. Miałam nadzieję, że mój koszmar się skończy, ale tak się nie stało. Po niemal roku, odezwał się ponownie, a ja ponownie miałam ochotę do niego polecieć. Na szczęście złamałam nogę i wylądowałam w szpitalu. Przyjaciółka pomogła mi go zablokować i zakończyć ten nonsens.

Zobacz także:

„Wrócił do stolika z drugą laską i posadził ją obok mnie”. Aplikacje randkowe bez cenzury – prawdziwe historie (część 7)

 

Karta pobytu (historia Sylwii)

Na randce z Eyalem byłam tylko raz, o raz za dużo. On był z Izraela, na początku wydawał się poważnie zainteresowany, zauroczony i nastawiony na dłuższą relację. Jednak gdy podczas spotkania powiedziałam mu, że ja raczej nie mam w planach wchodzić z nikim w związek – bardzo się ucieszył. Zaczął mi wtedy opowiadać, że „jest świadomy, że może sprawić, aby kobieta dała mu wszystko czego zapragnie”.

Pochwalił się, że wykorzystuje swoje partnerki aby mieszkać u nich za darmo, a sam spotyka się w tym czasie z innymi kobietami – na przykład ze mną. Byłam tak zszokowana, że chyba wyglądałam, jakby ta informacja po mnie spłynęła, bo on nie przestawał gadać.

Zaczął mówić, że jego obecna „ofiara” zagwarantuje mu stały pobyt, jeśli tylko będzie chciał. Bardzo chciałam ostrzec tą kobietę, powiedziałam więc Eyalowi, że nie przeszkadza mi jego strategia i że możemy się spotykać. Umówiliśmy się na drugie spotkanie w nie-jego mieszkaniu. Tylko że zamiast przyjść tam w umówionym czasie, ja czatowałam od rana, czekając na partnerkę Eyala. Facet bardzo szybko stracił dach nad głową i perspektywę na kartę pobytu.

Nie przegap:

„Jego nie ma, a ja jestem już zablokowana” Aplikacje randkowe bez cenzury (prawdziwe historie, część 4)

 

Mistrz uników (historia Julki)

Dawid był żołnierzem, a przynajmniej tak twierdził. Poznaliśmy się przez aplikację randkową i umówiliśmy na spotkanie. Z pierwszego z nich, Dawid ulotnił się po 7 minutach, po telefonie od członka rodziny, któremu musiał nagle pomóc z jakimś bardzo ważnym tematem. Nie zapłacił za podwójne whisky, które zamówił i wypił. To było drogie whisky, a ja byłam wkurzona.

Następne spotkanie zaproponował on sam, a potem, w umówiony dzień, nie zjawił się. Tłumaczył się zepsutym telefonem i chorobą. Jednak ciągle pisał, że zależy mu na tym, żeby mnie poznać, więc pomyślałam, że dam mu jeszcze jedną szansę. No i chciałam odzyskać pieniądze.

W dzień trzeciego umówionego spotkania, gdy czekałam na niego w wybranej kawiarni, Dawid wysłał mi zdjęcie rozbitego samochodu, z podpisem, że jednak nie da rady się pojawić. Nie zauważył, że zdjęcie miało znak wodny z jakiegoś komisu samochodowego. Doszłam do wniosku, że odpuszczę sobie kwestię finansową i nie będę marnować na niego ani minuty więcej.

Na co dzień pasjonatka krakowskiego środowiska muzycznego, wokalistka i producentka. Dziennikarstwo ma we krwi, a jak zwykła mawiać, z genami nie wygrasz.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ