W wieku 39 lat przeprowadziła się do Włoch. „Myśl o dużej zmianie wyzwala lęk przed nieznanym”
Co ciekawego może czekać nas, gdy zdecydujemy się całkowicie zmienić swoje życie?

Co ciekawego spotkało Annę Ciupryk po przeprowadzce do Włoch? / fot. archiwum prywatne
Jak to jest zupełnie zmienić swoje życie? Z czym wiążą się takie decyzje? O życiu w biznesie, zmianach, które następują co pięć lat i włoskich zaskoczeniach opowiedziała Anna Ciupryk – fotografka, od czterech lat mieszkająca w Apulii
Jak zaczęło się twoje życie w biznesie?
Kiedy otworzyłam swoją firmę miałam 20 lat. To były trudne czasy, kiedy kobiety rzadko prowadziły samodzielnie biznesy. Otworzyłam wtedy pierwszą w Małopolsce agencję ze statystami i modelkami.
Tego jeszcze nie było i ludzie nie bardzo wiedzieli, z czym to się je. Mój tata w ogóle nie rozumiał, na czym polega mój biznes – z resztą jak większość moich znajomych. Wtedy pośredniczenie w pracy na rzecz filmu czy reklamy oraz profesjonalna organizacja sesji komercyjnej lub edytorialu dla magazynu była dość abstrakcyjna dla osób prowadzących biznesy nawet już lata.
Co było dalej? Przyszedł czas na zmiany?
Wierzę, że co kilka lat potrzebujemy dokonać jakiejś zmiany, nawet jeżeli mamy już ułożone życie. Wierzę w to, że w życiu trzeba wykorzystywać szanse i podążać za tym, co nam przynosi los. W moim życiu takie zmiany pojawiają się średnio co pięć lat.
Moja firma zaczęła się bardzo szybko rozwijać. Zaczynałam jako charakteryzatorka i pracowałam przy bardzo dużych produkcjach filmowych, potem obstawiałam je statystami. Po kilku latach fotografia stała się dla mnie na tyle ważna, że stwierdziłam, że zamykam część z filmem i zajmuję się zdjęciami. To była duża zmiana – po prostu czułam, że tak powinnam zrobić.
Pracując, cały czas maksymalnie się poświęcałam. Wiązało się to z pewnymi frustracjami, bo dawałam za dużo od siebie i oczekiwałam, że to wróci, a tak się nie działo. Któregoś dnia poczułam, że jestem trochę na zawodowej emeryturze. Na ten moment brzmi to głupio, bo dziś mam masę planów, ale na tamten czas czułam się spełniona w swoich marzeniach. Potrzebowałam z poziomu spełnienia zawodowego przejść na spełnienie osobiste. Byłam w tym bardzo zdeterminowana.
„Jak już wiemy, czego nie chcemy, łatwiej jest nam szukać tego, czego pragniemy”.
Czułam, że coś jest nie tak. Szukałam innych wartości w życiu, ale nie wiedziałam do końca jakich. Wiedziałam, że potrzebuję zwolnić i czułam, że czeka mnie kolejna zmiana. Powoli zamykałam agencję. Zaczęłam myśleć o wynajmowaniu mieszkania, podróżowałam, równocześnie zastanawiając się, gdzie bym chciała mieszkać. Wybrzmiewało we mnie bardzo to, że chciałabym mieszkać w kraju, gdzie jest ciepło, gdzie się żyje wolno. Potrzebowałam nabrać perspektywy choć nie myślałam, że chcę zmienić całe swoje życie. Czułam, że potrzebuję kolejnego kroku.
Ostatecznie znalazłaś się we Włoszech. Dlaczego?
Trochę zrządził to przypadek. Conversano, w którym jestem jest również przypadkowe, ale moim życiem od zawsze rządziły jakieś magiczne zrządzenia losu.
Kiedy zdecydowałam się przeprowadzić, zapakowałam cały samochód rzeczy na następnych parę lat i wraz z moją przyjaciółką wyjechałyśmy w nieznane, bez języka, znajomości ani pomysłu co ja tam będę robić. Wiedziałam tylko, że są tanie loty i mam klientów w Polsce, więc mogę latać. Wierzyłam też w to, że znajdę klientów, którzy będą chcieli przemieścić się do mnie, ponieważ Apulia jest bardzo atrakcyjna nie tylko jako miejsce na wakacje ale także jako plan zdjęciowy.
Po przygotowaniach do przeprowadzki, zamykaniu firmy, rozglądaniu się, musiałam w końcu dokonać tego kroku, który był radykalny. Podjęłam trudną decyzję, ale to świadczy też o tym, jak bardzo byłam zdeterminowana, żeby to zrobić. Jak już dojechałyśmy z przyjaciółką do Bari, okazało się, że odbywa się tam święto San Nicola, który jest patronem tego miasta. Przez te gigantyczne obchody nie mogłyśmy znaleźć miejsca do spania, więc znalazłyśmy się w Conversano. Tu też w późniejszym czasie znalazłam też przyjaciół i swoją przestrzeń.

Włochy okiem Anny Ciupryk / fot. archiwum prywatne
Co zainspirowało cię w tym miasteczku?
Ono jest bardzo włoskie, ale nie jak umierające włoskie miasteczko ze staruszkami siedzącymi przed knajpkami i kościołem. To miejsce nazywa się miastem artystów. Conversano wspiera aktywności artystyczne, jest tutaj też sporo galerii. Mieszka tu wiele osób z różnych krajów – z Francji, Stanów, Anglii czy Gruzji. Pierwszy raz mogłam się tutaj zetknąć tak blisko z innymi kulturami. Żyjąc bardzo intensywnie w swojej rzeczywistości – tylko własną pracą i z ludźmi z nią związanymi miałam bardzo mało kontaktu z rzeczywistością. Tutaj te perspektywy się bardzo poszerzyły. Byłam nastawiona na chłonięcie nowego. To była duża zmiana we mnie. Byłam nastawiona na to, że przyjeżdżam i się przyglądam, daję sobie czas.
Jak wspominasz pierwsze chwile we Włoszech? Nie bałaś się?
Myśl o dużej zmianie wyzwala lęk przed nieznanym – to jest normalne. Pamiętam, że jak odwiozłam koleżankę, która ze mną przyjechała, na lotnisko, pomyślałam – no to co teraz? Muszę wziąć na klatę to, że już to zrobiłam. Miałam takie momenty lęku, bo wtedy miałam już na to przestrzeń. Nie byłam w biegu, nie miałam swojej pracy, miliona znajomych, imprez i aktywnego życia. We Włoszech zobaczyłam wszystko inaczej.
Rozmawiając ze swoimi znajomymi o zmianach słyszę: „Ojej, zrobiłaś taką dużą rzecz – rzuciłaś wszystko i pojechałaś w nieznane” – ale tak nie jest. To nigdy się tak nie odbywa – chyba żadna normalna osoba nie wstaje od stołu i nie wchodzi w nowe. To był proces, bardzo świadomy. Do zmiany prowadzą kroki, zawsze pojawia się lęk, bo nasz mózg działa tak, że przeraża go wszystko, czego nie zna – czasami tkwimy w jakichś związkach, bo nie wyobrażamy sobie, jak to będzie bez, w pracy, której nie lubimy, bo nie wyobrażamy sobie jak to będzie zmienić tryb życia. Ta część jest zupełnie normalna i ja się z tym godzę, ale przychodzi taki moment, że w końcu trzeba skoczyć. Rzucić pracę, faceta, czy podjąć decyzję o wyjeździe. Na końcu procesu przygotowywania się ostatecznie jest ten skok. Ludzi to przeraża, bo oni nie widzą procesu, który był wcześniej, nim ja skoczyłam.
Sprawdź też: Miłość w Paryżu
Włochy dały ci nowe życie?
Czuję, że mam dwa początki – mam swoje życie przed Włochami i po przyjeździe tutaj. Podobnie czułam się podczas przeprowadzki do Krakowa, kiedy miałam 20 lat i wszystko zaczynałam od nowa. Poznawałam, uczyłam się i dokonałam tego karkołomnego kroku otworzenia firmy – gdzie nawet nie wiedziałam, z czym to się je. Tu dokonałam podobnej rzeczy, czyli zostawiłam kawałek jakieś swojej przeszłości i zaczęłam od nowa – z przyjaciółmi, pracą, językiem. Miałam też kryzysy i myślałam sobie, że zaczynam od zera, że nie mam nic. Zaraz potem przychodziła jednak myśl, że to nie jest prawda. Zaczynając od nowa mamy cały bagaż swoich doświadczeń i umiejętności.
Jak zmieniło się Twoje życie od przyjazdu?
Tak po krótce – po prostu zwolniłam. Tak jak wspominałam wcześniej, ja cały czas byłam w trybie obowiązków i poczuciu, że coś mam do zrobienia. Część rzeczy była tylko u mnie w głowie. Wcześniej żyłam bardzo intensywnie i mniej świadomie, a teraz moje życie jest zgodne z moim rytmem. Mam koło siebie super ludzi, zmieniła się też dieta, ale przede wszystkim jest dużo wolniej i w połączeniu ze sobą.
Co ze znajomościami – tymi nowymi i starymi?
Jak się tu przeniosłam, moi najbliżsi przyjaciele też zaczęli jakieś nowe epizody w swoich żywotach, więc zostałam całkowicie sama ze swoimi trudnościami i poczuciem samotności. Z perspektywy czasu myślę, że ja po prostu nie umiałam poprosić o wsparcie. Ciągle uczę się prosić o pomoc choćby dlatego, że żyję w kraju gdzie jest inna polityka, inne zasady, ciągle tego języka, szczególnie w takich specjalistycznych rzeczach mi brakuje. Ważne jest by zdawać sobie sprawę, że szczególnie w dzisiejszych czasach mamy bardzo dużo kół ratunkowych, bardzo dużo możliwości, aby dostać wsparcie. Niezależnie od tego, czy będą to grupy, kręgi, spotkania biznesowe czy networkingowe.
We Włoszech mam trochę problem ze znalezieniem takiego drugiego ognia, osób, z którymi będę czułą się tak super jak z przyjaciółmi, których mam w Polsce. Te znajomości na odległość są dla mnie dziś wystarczające.
Co najbardziej zaskoczyło cię po przyjeździe do Włoch?
Sjesta, która tutaj jest naprawdę jak święto. Ta godzina pierwsza – niektóre miejsca są zamykane nawet już przed pierwszą, żeby na pierwszą już być w domu.
Pamiętam też, jak moi nowi znajomi zabrali mnie nad morze. Kupili piwo, focaccię i siedzieliśmy sobie o zachodzie słońca. Jeden z chłopaków siedział tak romantycznie wpatrzony w morze i powiedział „Ale tutaj pięknie”. Zapytałam go: „Ale ty tu mieszkasz, ciągle jest dla ciebie tak pięknie?” Powiedział, że dla niego nigdy nie jest wystarczająco. To było dla mnie zaskakujące – gdy okazało się że włoscy mężczyźni są romantyczni, zakochani w swoim kraju, w swojej kulturze. Różnicą jest też to, że tutaj faceci chodzą na kawkę a w Polsce na piwo. Chłopcy między sobą się przytulają, całują, dają sobie więcej czułości – faktycznie, ta kultura jest trochę inna.

Piknik we Włoszech / fot. archiwum prywatne
Zaskakujący dla mnie okazał się też tryb slow. Oni nie zrobią nic więcej niż muszą. My Polacy, a w szczególności kobiety, zrobimy jak najwięcej, by się pokazać, jak najlepiej potrafimy. We Włoszech jest takie powiedzenie kulinarne – quanto basta – czyli tyle, ile wystarczy. Na początku bardzo się na nie denerwowałam, bo na pytanie ile posolić, ugotować, Włosi odpowiadali mi zawsze – quanto basta. Po czasie odkryłam, że to jest też zgodne ze mną. Staram się pokazywać to na swoich social mediach i rozmawiając ze swoimi znajomymi inspirować do tego, żeby wsłuchiwać się w swój naturalny rytm i robić tyle, ile wystarcza. Oczywiście są takie momenty, że trzeba się spiąć. Włosi jednak naprawdę nienawidzą robić więcej, niż muszą, a najlepiej mniej. Quanto basta jest jednak złotym środkiem pomiędzy naszym za dużo a ich za mało. Robi się tyle ile wystarcza, ale każdy to „wystarcza” ma inne.
W swoim portfolio masz też już ebook i przewodniki, które zabierają Polaków we Włoski świat. Mogłabyś o nich opowiedzieć?
Pisząc ebook przeprowadziłam masę kulinarnych śledztw, opowiedziałam o swoim życiu i spostrzeżeniach, różnicach kulturowych, włoskim życiu, włoskiej ulicy i naturze od strony emocjonalnej. Znajduje się w nim dużo ciekawych informacji, ale nie pisanych w sposób przewodnikowy. Ta książka jest bardzo osobista, opowiadająca też o moim we Włoskim świecie. Zaczęłam ją pisać w lockdownie i chciałam dać w ten sposób innym kawałek słonecznej rzeczywistości i trochę lekkości. Skoncentrowałam się w niej na części kulinarnej, ponieważ cała rzeczywistość kręci się tutaj wokół stołu.
Tutaj biesiadowanie przy jedzeniu wygląda tak, że serwując coś na stół opowiada się o tej potrawie. Miałam już więc kilka przepisów i zebrałam jeszcze kilka dodatkowych, które stanowią dopełnienie lokalnej kuchni. Książkę można zakupić na mojej stronie internetowej positivopuglia.pl albo na Etsy – nazywa się „Ja. Mozzarella”. Można z niej dowiedzieć się też na przykład dlaczego jestem mozzarellą.
Poza książką napisałam też dwa przewodniki, a przygotowuję jeszcze kolejne. Są dostępne za darmo, w ramach mojego projektu Positivo Puglia. Są one bardzo subiektywne – jeden napisałam właściwie dla siebie, bo przyjeżdża tutaj taka ilość znajomych, że zamiast pisać im ciągle to samo, zebrałam pytania oraz odpowiedzi i stworzyłam przewodnik. W drugim przewodniku zamieściłam moje ulubione knajpki w Bari. Zawarłam w nim 10 miejscówek, które lubię najbardziej przyjeżdżając do Bari. Cały czas powstają kolejne subiektywne przewodniki, które mam nadzieję już niedługo będą również do pobrania na stronie projektu Positivo Puglia
Właśnie wróciłam z wakacji gdzie zainspirowana południową Apulią zaczęłam pisać kolejną książkę. To pisanie to też jest niezła nowość i zmiana w moim życiu.
Zobacz także: 7 pomysłów na letni obiad do 500 kcal

Anna Ciupryk / fot. archiwum prywatne
Anna Ciupryk – Polska fotografka, która od kilku lat mieszka we Włoskiej Apulii. Autorka książki „Ja. Mozzarella” i przewodników po Włoszech.