Ania Dąbrowska: Dla naiwnych marzycieli (wywiad)
Po czteroletniej przerwie Ania Dąbrowska wraca z nową płytą „Dla naiwnych marzycieli”. Dowiedz się, dlaczego dzieci artystki nie lubią słuchać piosenek swojej mamy.
Nie potrafi śpiewać o szczęściu, najlepiej wychodzą jej smutne piosenki. Po czteroletniej przerwie wraca z nową płytą „Dla naiwnych marzycieli”. O miłości, naiwności, poczuciu niedosytu i wychodzeniu z szufladek, rozmawiamy z Anią Dąbrowską.
Iga Gierblińska, Edyta Hetmanowska: W jednym z wywiadów przeczytałam, że poczucie niedosytu daje pani siłę do działania. Jak utrzymać w życiu zdrowy poziom niedosytu?
Ania Dąbrowska: Z wiekiem staję się coraz większą fanką niedosytu. Szczególnie w związkach. Myślę, że przede wszystkim trzeba być wiernym sobie, stawiać siebie i swoje potrzeby na pierwszym miejscu. Egoizm jest zdrowy mimo wszystko, a egoiści, jak popatrzymy na statystyki czy ich życie, są znacznie szczęśliwsi.
Od wydania płyty „Bawię się świetnie” minęły prawie cztery lata. To całkiem długa przerwa…
Ania Dąbrowska: Ta przerwa wynikała z tego, że musiałam wyjść z bezpiecznej szufladki z napisem „retro” i wymyślić siebie na nowo, wejść w nowy rozdział życia bez tego ciężaru. To jest proces, który niesie jakiś rozłam tożsamości, a każdy rozłam trzeba przeczekać i zbudować siebie od nowa. Nie jestem typem, który skacze do wrzącej wody, lubię mieć wszystko poukładane i mieć pewność. Biorę pod uwagę także swoją zmienność, więc daję sobie czas, żeby się nie bać tej zmiany, nawet jeśli nie do końca jest ona spójna z tym, co do tej pory robiłam.
Na nowej płycie pojawia się nowe brzmienie. Skąd pomysł na reggae?
Ania Dąbrowska: To nie był pomysł, który zrodził się w mojej głowie, nie było to też zaplanowane działanie. Tak wyszło. Ta piosenka powstała i to była jej naturalna forma. Poszłam w to dalej. Nie chciałam zmieniać w tej piosence jej własnego brzmienia i nastroju.
Nuta lekka, słowa ciężkie. Słuchając, można popłynąć z nurtem nostalgii.
Ania Dąbrowska: Dla mnie ten smutny tekst to rodzaj najpiękniejszego poczucia smutku, bo smutku z powodu zakochania, przeżywania pięknego stanu, więc dla mnie to nie jest negatywne. Tekst nie jest o tym, że jest dobrze, czy o byciu szczęśliwą. Ale taki rodzaj zakochania jest dla mnie czymś najpiękniejszym w życiu. Jak przesłuchałam całą płytę, spojrzałam na nią z boku i wymyśliłam tytuł „Dla naiwnych marzycieli”, bo zdałam sobie sprawę, że te teksty są naiwnym wołaniem kobiety o miłość. O wiarę, że coś mi się jeszcze może przydarzyć, że coś jeszcze mogę w życiu przeżyć. Właściwie jest to płyta o miłości. Dla naiwnych, dla wierzących, że to się jeszcze może przydarzyć, że miłość istnieje.
Wspomniała pani, że chciałaby wyjść z szufladki „retro”. Czy myśli pani, że po wydaniu tej płyty tak się stanie?
Ania Dąbrowska: Nie. Myślę, że to jest proces. Nie da się tego zrobić nagle. Ani w mojej głowie, ani w głowach słuchaczy, którzy być może są przyzwyczajeni do mojego wizerunku. Ja nie mogę i nie chcę się już dłużej w to ubierać, bo mnie to już uwiera.
A co złego jest w szufladce?
Ania Dąbrowska: Szufladka niesie ze sobą poczucie bezpieczeństwa. Ale to poczucie bezpieczeństwa jest tylko iluzją, która może zamienić się w ryzykowne miejsce, które niekoniecznie musi przynosić sukces i dawać spokój. Intuicja też mi podpowiadała, że pora na zmiany, że nie mogę tkwić w tym samym miejscu, bo ono jest wyczerpane i bezpieczna szuflada za chwilę zamieni się w niebezpieczną szufladę.
Czy boi się pani porażki?
Ania Dąbrowska: Boję się, ale biorę pod uwagę, że może się przydarzyć. Zawsze jest takie ryzyko. Bez tego się nie da wchodzić w jakikolwiek zawód. Uważam, że najlepszym wyjściem z każdej sytuacji jest zaryzykować, bo tylko jeśli czujemy, że wychodzimy z własnego poczucia bezpieczeństwa, to mamy szansę zostać zauważeni. Tylko my mamy poczucie, że wychodzimy z tej skóry. Bo to my się najbardziej boimy. Reszta świata się o nas nie boi.
Mocną stroną pani tekstów jest to, że unikają infantylizmu, który często pojawia się chociażby w poezji kobiecej.
Ania Dąbrowska: Nie używam wyszukanego języka, który w zawiły sposób nie oddaje nic. Sens ma być zrozumiały. Dla mnie najbardziej uderzające teksty to takie, które są proste, a ja wiem, że autor to czuje, tak ma. Dlatego dążę do prostoty.
Gdyby nie muzyka i nie dzisiejsze czasy, to byłaby pani Poświatowską albo Jasnorzewską…
Ania Dąbrowska: Aż takiego talentu nie mam. One są mi bliskie pod względem połączenia romantyzmu z nutką dekadencji i takiej słodkiej goryczki, która jest piękna.
Na wszystkich pani płytach można znaleźć krople z tej samej probówki miłości…
Ania Dąbrowska: To wynika z mojej natury. Tego, że piszę o miłości, nie mogę zrzucić na doświadczenia życiowe, bo nawet jak byłam w szczęśliwym związku, to pisałam o tym, że on już mnie rzuca, o swoich obawach z tym związanych. Na razie ten temat jest mi najbliższy, bo chyba też wynika z tęsknoty za historiami, które dzieją się w filmach. Wszyscy lubimy je oglądać, bo życie wygląda szaro i ponuro. I ja też w moich piosenkach oddaję się temu nastrojowi. Najbardziej chciałabym przeżywać wielkie uczucia, niespełnione miłości i wzdychać do Adonisa, który jest nieosiągalny.
A potrafiłaby pani śpiewać o szczęściu?
Ania Dąbrowska: To dla artystów bardzo trudny temat.
Nieszczęśliwa miłość sprzedaje się lepiej?
Ania Dąbrowska: Rzeczywiście tak, ale to nie wynika ze statystyki. Największe sukcesy dziewczyny odnoszą, jak piszą o swojej niespełnionej miłości. Amy Winehouse odniosła największy sukces, kiedy się zakochała i o tym napisała. Czy Adele, która promuje już drugą płytę o tym samym temacie.
Każdy z nas kiedyś przeżył nieszczęśliwą miłość…
Ania Dąbrowska: To wynika z ludzkiej natury. To są najsilniejsze emocje, które pchają do działań. Na pewno szczęście jest bardzo intensywne, ulotne i też jest pięknym uczuciem, choć ciężkim do określenia. Jednak najbardziej intensywnymi emocjami jesteśmy targani, kiedy jesteśmy zakochani, a już najbardziej, kiedy ktoś nam to nagle zabierze. Wtedy przeżycia są najintensywniejsze. Dlatego też napisane wtedy piosenki są takie prawdziwe. W sferze ludzkiej natury leży głęboko zakorzeniony smutek, biorący się chociażby z tego, że istniejemy i mamy na swoich plecach termin ważności, a szczęście obarczone jest zawsze jakimś końcem. Dlatego też jesteśmy nieco nostalgiczni, nawet w sferze miłości.
Czy poczucie spełnienia związane jest z końcem i starością? Jaki stan w życiu warto osiągnąć?
Ania Dąbrowska: Stan niedosytu (śmiech). Jest to trudne, nie da się tego osiągnąć. Atrakcyjna jest młodość. Mamy więcej zapału, chce nam się bardziej, mimo że ktoś nam mówi, żeby czegoś nie robić, to my to robimy. Idziemy w ten ogień. Pamiętam, jak nagrywałam pierwsze płyty, to mogłam pracować dzień i noc, nie musiałam spać. Ludzie mówili: chodźmy już do domu. A ja nie chciałam. To było spełnienie moich marzeń. Nie da się tego stanu utrzymać z wiekiem, bo energia się kurczy. Ale chyba najfajniejszy stan jest wtedy, kiedy nam się chce robić plany i je realizować. Dopóki się nie poddajemy, to wszytko jest OK. Jak zaczynamy rezygnować z działania, to jest to początek starzenia się. Najsilniejszą motywację daje mi udowodnienie samej sobie, że potrafię jeszcze wykrzesać z siebie coś nowego, innego i się zmienić.
Jakby ktoś zapytał panią o receptę na udany związek, co by pani powiedziała?
Ania Dąbrowska: Każdy ma inną receptę, bo każdy jest inny. Zawsze jak mamy w głowie receptę na udany związek, to przychodzi ktoś, w kim się zakochujemy, i on wywraca nasze życie do góry nogami. I musimy wszystko przewartościować i jeszcze raz spojrzeć na swoje poglądy. Dla mnie udany związek to też jest nutka niedosytu, wolność i poczucie, że chce się z kimś spędzać czas. Niezależnie od tego, na jakim etapie związku jesteśmy, kiedy patrzymy, kto obok nas śpi, musimy mieć pewność, że to jest ten odpowiedni mężczyzna. Proste rzeczy są najlepsze.
Minęło trochę czasu od pani macierzyńskiego debiutu. Jak z perspektywy czasu ocenia pani zmianę swojej kobiecości?
Ania Dąbrowska: Macierzyństwo bardzo wpływa na kobietę: na jej ciało, na dojrzałość, na wszystko. Jest w tym dużo piękna, ale też dużo takich zmian, które są niekorzystne i nieodwracalne. Zmienia się ciało. Musimy to zaakceptować, że jesteśmy teraz odpowiedzialne za kogoś, że nie jesteśmy już takimi beztroskimi istotami, które mogą kupić bilet do Tokio i następnego dnia ruszyć na miesiąc w podróż, nikomu nie mówiąc. Już teraz tego nie zrobię. Więc na pewno dużo się zmienia.
Czy dzieci słuchają pani piosenek?
Dzieci nie lubią słuchać moich piosenek, szczególnie Stasiek, bo oczy mu się zaraz szklą, jest wrażliwy. Dzieci mają emocje bardziej na wierzchu, nie potrafią ich ukrywać, nie mają mechanizmów blokujących emocje.
Ile razy w życiu silnej kobiety świat się może skończyć?
Ania Dąbrowska: Wiele razy, w zależności od tego, na ile sobie pozwolimy albo jak jesteśmy od tego stanu uzależnione. Są kobiety, które zakochują się co chwilę. Mimo wszystko jest to kosztowne przeżycie.
Czy zalicza się pani do silnych kobiet?
Ania Dąbrowska: Jestem silna i słaba. I do niektórych rzeczy mam słabość.
Jak zachować trzeźwość serca?
Ania Dąbrowska: Nie da się i nie powinno się próbować tego robić. Życie jest za krótkie i jest po to, żeby czuć.
Posłuchajcie najnowszego singla „Nieprawda” z płyty „Dla naiwnych marzycieli”: