Agnieszka Chrzanowska – jednym cięciem (wywiad)
Z Agnieszką Chrzanowską – piosenkarką, kompozytorką, autorką tekstów - spotykam się w przytulnej włoskiej knajpce na krakowskim Ruczaju. Towarzyszą jej Marco Lo Russo, włoski akordeonista, z którym artystka obecnie koncertuje, oraz Michał Jedynak, menadżer.
Z Agnieszką Chrzanowską – piosenkarką, kompozytorką, autorką tekstów – spotykam się w przytulnej włoskiej knajpce na krakowskim Ruczaju. Towarzyszą jej Marco Lo Russo, włoski akordeonista, z którym artystka obecnie koncertuje, oraz Michał Jedynak, menadżer. Są w wirze promocji najnowszej płyty „Piosenki do mężczyzny”. Agnieszka, choć ma za sobą noc w samochodzie na często ostatnio przemierzanej trasie Warszawa-Kraków jest roześmiana i pełna energii.
Miasto Kobiet: Jak udaje się Pani połączyć spokojny świat poezji śpiewanej z organizacyjno-promocyjnym szaleństwem: koncerty, wywiady, media, kilometry nabijane między Krakowem a Warszawą?
Agnieszka Chrzanowska: (śmiech) Dobrze, że Pani o to pyta! Ostatni rok faktycznie był szalony. Najbardziej lubię pierwszy etap pracy nad płytą. Pisanie utworów, komponowanie muzyki i pierwsze próby to czysta przyjemność.
Miasto Kobiet: A kolejne?
Agnieszka Chrzanowska: Niestety, biedny artysta na początku 21. wieku musi jeszcze znaleźć w sobie siłę, żeby dotrzeć z piosenkami do słuchaczy, zainteresować swoją twórczością media. Akcja typu: „Przepraszam, zauważcie mnie!”. Widziała Pani te wszystkie loga z tyłu okładki mojej najnowszej płyty? Każde z nich to dziesiątki spotkań, telefonów, e-maili…
Miasto Kobiet: Czyli bycie artystą może być nieco, hmmm, schizofreniczne?
Agnieszka Chrzanowska: Mam coś w rodzaju schizofrenii związanej z miastami. Ostatnio budzę się i przez chwilę zastanawiam się, gdzie jestem. Jeśli widzę brązowe zasłony, to wiem, że to moje wynajęte mieszkanie na Żoliborzu, a jeśli słyszę psy i widzę suczkę Franceskę rozłożoną na moich poduszkach, to znaczy, że jestem w prawdziwym domu, w Krakowie. Ogólnie rzecz biorąc, jest to męczące jak cholera!
Miasto Kobiet: Tematem przewodnim płyty są trudności w komunikacji damsko-męskiej. Czy naprawdę tak trudno jest się dogadać z facetem?
Agnieszka Chrzanowska: Wręcz przeciwnie, to bardzo proste! Wystarczy, że całkowicie go zaakceptujemy, a on zaakceptuje nas. Problemy zaczynają się, kiedy nie pracujemy nad sobą, nad swoim pozytywnym stosunkiem do świata. Kolejna trudność polega na tym, że nie chcemy zauważyć różnic w naturze kobiety i mężczyzny, z czego wynika szereg nieporozumień. Na przykład ośrodki mowy i ośrodki odpowiedzialne za emocje w kobiecym mózgu znajdują się gdzie indziej niż w męskim. Dlatego kobieta często nie jest w stanie znaleźć odpowiedniego argumentu w odpowiednim czasie. Mnie samej najlepsze riposty często przychodzą do głowy po 3 dniach.
Miasto Kobiet: Skoro to takie proste, to… dlaczego to takie trudne?
Agnieszka Chrzanowska: Byłam kiedyś na lotnisku świadkiem takiej sceny. Mężczyzna powiedział do żony: „Źle mnie spakowałaś, kretynko!”. Pomyślałam sobie: jak ci ludzie mogli doprowadzić się do takiego stanu? Gdzie jest ich wzajemny szacunek do siebie? Mają tylko jedno życie, a obciążają drugą osobę odpowiedzialnością i poczuciem winy. Katastrofa! Tymczasem – i o tym właśnie mówią moje piosenki – tak naprawdę wystarczy zrobić jeden krok i wszystko się zmienia. Można się przebudzić tu i teraz.
Miasto Kobiet: Jest Pani w jednej czwartej Greczynką. Czy model relacji mężczyzna-kobieta jest inny w Polsce i w Grecji?
Agnieszka Chrzanowska: Mieszkałam w Grecji dwa lata. Cudownie się tam czułam – klimat południowej Grecji, piękna architektura, bliskość morza, które uwielbiam, odpowiednia temperatura powietrza… Natomiast denerwowały mnie pewne elementy greckiej mentalności. Powiedzmy, że kraje południowe są mniej europejskie pod względem równouprawnienia…
Miasto Kobiet: To znaczy?
Agnieszka Chrzanowska: Czas patriarchatu na ziemi trwał bardzo długo. Kobieta – z natury słabsza fizycznie – nie potrafiła wywalczyć sobie równej pozycji i przez stulecia była podporządkowana mężczyźnie. To się teraz zmienia, ale wydaje mi się, że w niektórych miejscach – na przykład w Grecji – jakby wolniej.
Miasto Kobiet: Odczuła to Pani na własnej skórze?
Agnieszka Chrzanowska: Pewien bliski mi mężczyzna myślał, że zostałam w Grecji dla niego. A ja zostałam, bo dostałam angaż w szkole muzycznej. Szybko się oświadczył, ja odmówiłam. Wydawało mi się, że oboje jesteśmy za młodzi na takie decyzje. Poczuł się zagrożony. Zdystansował się, zrobił się zazdrosny. To było totalnie wykańczające! Grecy potrafią być bardzo zaborczy.
Miasto Kobiet: Na okładce płyty jest Pani nieco przestraszoną marionetką. Co symbolizują te złowrogie sznureczki?
Agnieszka Chrzanowska: To różnego rodzaju uwikłania: związane z płcią, kulturą, religią. Najsmutniejsze jest to, że twórcą tych marionetek jesteśmy my sami. A wystarczyłoby jednym ruchem nożyczek przeciąć linki!
Miasto Kobiet: Życie jest teatrem… A właśnie, jest pani absolwentką Szkoły Teatralnej. Chciała Pani być aktorką?
Agnieszka Chrzanowska: Nie. Nigdy mnie nie pociągało odgrywanie ról, podporządkowywanie się obcemu tekstowi. Wolę mówić od siebie. Do szkoły teatralnej poszłam, żeby szlifować warsztat pod kątem przedstawiania piosenek ze sceny. Wychodziłam z założenia, że jak już mam zawracać ludziom głowę, to powinnam umieć to zrobić w fajny, interesujący sposób. Jednak tak naprawdę najwięcej nauczyłam się występując w Piwnicy pod Baranami. Rano pisałam piosenkę, a już wieczorem sprawdzałam, jak odbierają ją ludzie.
Miasto Kobiet: Na koniec chciałam zapytać o Pani miłość do zwierząt.
Agnieszka Chrzanowska: Zawsze powtarzam, że psy urodziły się bez smyczy. Świat został tak stworzony, że wszyscy powinniśmy na nim funkcjonować w godnych warunkach. Chętnie biorę udział w koncertach charytatywnych i zawsze znajdę kąt dla bezdomnego psiaka. Sama mam dwa psy: Franceskę i Lotusia. Niech Pani sama powie, czy jest coś piękniejszego niż spojrzenie psa?
Rozmawiała Gabriela Iwasyk