Thursday, January 16, 2025
Home / Felietony  / Agata Dutkowska  / Agata Dutkowska: Święto to stan umysłu

Agata Dutkowska: Święto to stan umysłu

Poznaj niezawodny sposób na wyjście z marazmu

Nasze zdrowie! / fot, Kaboompics

Historia jest taka. Miałam trochę gorszy czas. Przede wszystkim kończyły mi się pieniądze. I nie miałam pojęcia, jak będę się utrzymywała w najbliższej przyszłości. To jest historia z okresu sprzed Latającej Szkoły, kiedy to byłam królową fuch. Oprócz tego czułam zastój, stagnację, marazm

Nasze zdrowie! / fot, Kaboompics

Nasze zdrowie! / fot. Kaboompics

Tkwiłam w tym stanie przez pewien czas, kiedy nagle pojawił się przebłysk i silny impuls, który kazał mi przestać się przejmować i zrobić coś irracjonalnego. Za ostatnie pieniądze (które w zasadzie powinnam zachować i w skrajnie skrupulatny sposób rozdzielić na nadchodzące dni) postanowiłam urządzić na podwórku przyjęcie.

Było w tej decyzji coś z energii potlaczu – ceremonii północnych Indian kanadyjskich, którzy organizowali spotkania, na których rozdawali swoje dobra, a nawet je niszczyli, nie po to, aby się ich pozbyć, ale po to, aby przyciągnąć do siebie jeszcze więcej dóbr. U Indian było to bardziej zorganizowane, bo obdarowywani goście czuli presję, aby się odwdzięczyć jeszcze bardziej wartościowym podarkiem. Ja akurat uwolniłam się od kurczowego lęku o to, co będzie i postanowiłam wejść w stan, w którym obdarowuję i celebruję.
Podwórko w kamienicy, w której mieszkałam, nie było zbyt piękne. Nie było w nim ogrodu, fontanny ani drzew, na których można by zawiesić lampiony. Ot, kawałek ziemi, na której nie chciała rosnąć trawa, mur porośnięty winoroślą i ganek, z którego wchodziło się do mojego mieszkania. Pojechałam więc na drugi koniec miasta, aby w Biedronce kupić grill za 29,90 zł. Przez cały dzień robiłam sosy czosnkowe, kroiłam bakłażany w cienkie paski, wysyłałam SMS-y z zaproszeniami. I czułam ów stan przedświąteczny, pomieszanie ekscytacji, obawy (czy aby wszystko wyjdzie, czy na pewno ktoś w ogóle przyjdzie?), oczekiwania. Idealna mieszanka, lecząca marazm i stagnację.
Impreza wyszła o wiele lepiej, niż mogłabym się spodziewać. Była muzyka na żywo. Lampiony. Sangria. Sąsiedzi, którzy nie byli zachwyceni, ale nie mieli odwagi nic powiedzieć i wypomnieli mi to dopiero tydzień później, masa gości, w tym gości przypadkowych, przyprowadzonych przez osoby zaproszone. I co najlepsze – dostałam pracę. Jeden z gości poszukiwał kogoś, kto miał się zająć produkcją wystawy sztuki. Fucha, bo trudno nazwać tę pracę inaczej, była całkiem dobrze płatna i trwała aż pół roku. Tak, oczywiście, był to zbieg okoliczności, wisienka na torcie, a nie efekt działania odwiecznego prawa, regulującego przepływ dóbr na zasadzie „rozdaj, a przyjdzie”.
Jednak mimo że nie jest to żadna złota zasada ani działające w każdym wypadku zaklęcie, uważam, że świętowanie ma w sobie wielką moc. Generuje radosne uczucia, jako gospodarz lub gospodyni jesteśmy automatycznie osobą, która daje, nadaje. Przestrzeń, czas, ton. Gotuje, szykuje, częstuje. Do urządzenia przyjęcia, balu, zorganizowania uroczystego śniadania albo pikniku nad rzeką potrzebujemy jedynie rzeki, parku, muzyki, jedzenia, dmuchanych balonów, odrobiny konfetti, świec i ludzi, których zaprosimy. A jeżeli obecnie nie ma przy nas osób pełnych życia i gotowych celebrować je na nasze zawołanie, to nie znaczy przecież, że nie mogą się w nim pojawić! Jeśli nie mamy powodu do świętowania, to tym lepiej. Trupa Piwnicy pod Baranami doprowadziła to do perfekcji, świętując np. 173. rocznicę urodzin Marii Konopnickiej.

Agata Dutkowska

Agata Dutkowska / fot. Magdalena Trebert / www.trebert.pl

Agata Dutkowska: artystka, socjolożka, trenerka, przez kobiety nazywana matką założycielką, bo założyła Latającą Szkołę, która pomaga kobietom zarabiać na tym, co kochają  / fot. Magdalena Trebert / www.trebert.pl

Artystka, socjolożka, trenerka, przez kobiety nazywana matką założycielką, bo założyła Latającą Szkołę, która pomaga kobietom zarabiać na tym, co kochają.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ