ADA FIJAŁ: MADAM RETRO
Kobieta ubrana jest bardziej tajemnicza… - o rozkładówce dla Playboya i butach w stylu pin-up girl rozmawiamy z Adą Fijał
Kobieta ubrana jest bardziej tajemnicza… – o rozkładówce dla Playboya i butach w stylu pin-up girl rozmawiamy z Adą Fijał
Drobna, rudowłosa i uśmiechnięta. Ada Fijał. Przyciąga spojrzenia. Na spotkanie przyszła w dziewczęcej sukience, nawiązującej krojem do szmizjerki, i w kolorowych pin-upowych butach z wisienkami („to mój ostatni zakup – buty Melissa projektu Vivienne Westwood, obłędnie pachną landrynkami”). Przyznaje, że ma słabość do butów („podobnie jak bohaterka ’Seksu w wielkim mieście‘ i większość kobiet”) i ubrań vintage. Kiedy sześć lat temu „Miasto Kobiet” debiutowało na prasowym rynku, ona właśnie przygotowywała swój spektakl „Najwięcej samobójstw zdarza się w niedzielę”. Dziś w małej knajpce na Kazimierzu wspominamy przeszłość i rozmawiamy o miejscu, w którym Ada Fijał jest teraz.
MIASTO KOBIET: Sześć lat temu, gdy po raz pierwszy pojawiłaś się na łamach „Miasta Kobiet”, byłaś świeżo upieczoną absolwentką szkoły teatralnej. Trzy lata później rozmawialiśmy z Tobą o projekcie muzycznym Klub Retro. A dziś kim jesteś? Aktorką? Piosenkarką?
ADA FIJAŁ: Mam chyba dualistyczną naturę. Jestem zodiakalną Wagą, czyli podwójnym znakiem, może to mnie jakoś tłumaczy. Skoro potrafiłam studiować medycynę i aktorstwo, to równoległe granie i śpiewanie tym bardziej nie stanowi problemu i nie niesie żadnej sprzeczności. To równorzędne i spójne role.
MIASTO KOBIET: Medycyna i aktorstwo? Trudno sobie wyobrazić dwa odleglejsze kierunki.
ADA FIJAŁ: Mój dziadek zaraził mnie muzycznymi pasjami, dzięki niemu od dziecka widziałam siebie na scenie. Jednak w pewnym momencie przejęłam lęki rodziców, którzy bali się, że zawód aktora nie daje stabilizacji, i wraz z kilkoma osobami z mojej biologiczno-chemicznej klasy postanowiłam dostać się na stomatologię. Te studia były zdecydowanie rozwijającym doświadczeniem, bo zawsze była we mnie ciekawość świata, a także ciekawość drugiego człowieka, również w jego fizycznym aspekcie. Nauczyły mnie też dwóch bardzo ważnych rzeczy – empatii i pokory.
MIASTO KOBIET: Wyleczyłaś komuś choć jeden ząb?
Oczywiście! Przez pięć lat pracowałam jako stomatolog i jednocześnie studiowałam w szkole teatralnej. Do PWST dostałam się, gdy byłam na trzecim roku stomatologii. Dopiero gdy poczułam, że aktorstwo przestaje być moim hobby, a zaczyna być pracą i potrafię się w tym odnaleźć, postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę.
MIASTO KOBIET: Nie żałujesz, że stomatologia opóźniła Twój aktorski start?
ADA FIJAŁ: Studia medyczne dawały mi poczucie bezpieczeństwa, choć z drugiej strony faktycznie wiele rzeczy robiłam wolniej, bo z mniejszą determinacją. Brak alternatywy jest czasem lepszy, bardziej motywuje. Ale i tak mimo że nie pochodzę z aktorskiej rodziny i nie miałam męża ani kochanka, który pomógłby mi w moich projektach, jestem zadowolona z miejsca, w którym jestem. A że zawdzięczam to tylko sobie, jeszcze bardziej mnie to cieszy.
MIASTO KOBIET: Po spektaklu „Najwięcej samobójstw zdarza się w niedzielę”, w swoim pierwszym wywiadzie w „Mieście Kobiet” mówiłaś, że „Kraków potrzebuje świeżej krwi”. A dziś częściej sypiasz w Warszawie niż w Krakowie.
ADA FIJAŁ: To prawda, teraz jestem krakowianką mieszkającą w Warszawie. Znowu odezwał się mój dualizm. Mentalnie mam w sobie jednak typowe dla nas zamyślenie i nostalgię, co zauważają moi warszawscy znajomi. Kocham krakowski splin, siedzenie przy kawie w zadymionych knajpkach, rozmyślanie o egzystencji i wymyślanie nowych projektów. Jednak na etapie realizacji przydaje się warszawska dawka konkretów. W Krakowie wbrew pozorom bardzo trudno jest coś zrobić, szczególnie z innymi ludźmi; każdy jest nastawiony na siebie, wielu osobom wydaje się, że są już na tyle skończonymi artystami, że nie potrzebują współpracy z innymi. W Warszawie jest duża otwartość na nowych ludzi, nowe pomysły, jest świeżość i tempo w realizacji projektów. Tu są wydawnictwa muzyczne, produkcje filmowe i serialowe. Kraków daje możliwość rozwoju działalności offowej, a Warszawa, jak wiadomo, jest nastawiona bardziej komercyjnie.
MIASTO KOBIET: Ostatnio można było Cię oglądać głównie w serialach.
ADA FIJAŁ: To prawda. W „Barwach szczęścia” gram dziennikarkę Igę, która notabene pracuje w redakcji kobiecego magazynu, w „Klanie” złą i perfidną Karolinę – kochankę męża Czesi, a w „Apetycie na życie” Alicję, która z kolei ma męża, ale go zdradza.
MIASTO KOBIET: Któraś z tych postaci jest Ci szczególnie bliska?
ADA FIJAŁ: Na pewno żadna z nich nie jest mną. Najbardziej lubię grać Karolinę w „Klanie”, bo jest bardzo wyrazista i właśnie zupełnie inna niż ja, nawet fizycznie; mam tam czarną perukę i jestem nie do poznania.
MIASTO KOBIET: Łatwo jest zdobyć rolę w serialu?
ADA FIJAŁ: Chyba nie, aczkolwiek w moim przypadku może działać pozytywne nastawienie, bo naprawdę nie uważam, żebym robiła dużo, aby zdobyć te role. Pewne rzeczy dzieją się same i przychodzą do mnie w odpowiednim czasie. Do „Apetytu na życie” zostałam zaproszona na casting i dwa dni później dowiedziałam się, że dostałam jedną z głównych ról. To był pierwszy casting, na który poszłam od ponad pół roku.
MIASTO KOBIET: Podobno pokonałaś Martę Żmudę-Trzebiatowską i Nataszę Urbańską.
ADA FIJAŁ: Podobno tak było. Zarazem jednak nie grywam tych najważniejszych ról. Myślę, że mogłabym robić więcej.
MIASTO KOBIET: Marzy Ci się fabuła?
ADA FIJAŁ: Oczywiście, że tak. Każdy aktor marzy o fabule. Najchętniej w stylizacji retro.
MIASTO KOBIET: No tak – Twoje drugie oblicze to Madam Retro. Śpiewasz piosenki z okresu międzywojennego, ubierasz się w stylu retro, nawet na co dzień.
ADA FIJAŁ: Lubię ten styl w modzie, jest bardzo kobiecy. A retro towarzyszy mi, odkąd pamiętam. Zawdzięczam to opowieściom mojej babci o czasach, gdy po odzyskaniu niepodległości w Polsce kwitły teatry, kabarety, życie kulturalne. Lata 20. to początek udźwiękowienia kina, lata 30. – kolor. Te czasy miały w sobie magię, której brakuje w naszym codziennym, zabieganym i skomercjalizowanym świecie. Kobiety były perfekcyjnie wystylizowane, z falami na głowie, mężczyźni w smokingach z nienagannymi manierami. Te opowieści babci mocno działały na moją dziecięcą wyobraźnię. Do dziś fascynują mnie właśnie kobiety z tamtych lat: intrygujące, wyjątkowe i niejednoznaczne. Pola Negri udzielała wywiadów w swoim buduarze. Otoczona zapachem kadzideł, ubrana w jedwabne piżamy wytwarzała wokół siebie aurę tajemniczości. Hanka Ordonówna nosiła kapelusz przekrzywiony na bok, ukrywając bliznę po próbie samobójczej. Stworzyła w ten sposób nową modę. Marlena Dietrich była ikoną mody, prawdziwą femme fatale: perfekcyjną i niedostępną.
MIASTO KOBIET: Klub Retro, czyli międzywojenne piosenki we współczesnych aranżacjach, stworzyłaś z Kasią Weredyńską. Minęły dwa lata od jej tragicznej śmierci. Jak ją pamiętasz?
ADA FIJAŁ: To była bardzo bliska mi osoba. I absolutnie wyjątkowa. Pogodna, uśmiechnięta, dobra. Trudno było mi uwierzyć w to, co się stało, i pojawiły się setki pytań – dlaczego? Próbuję wierzyć, że jest to część jakiegoś większego planu, widocznego z szerszej perspektywy, nie potrafię myśleć o tym inaczej. Ponieważ z projektem Klub Retro zaistniałyśmy medialnie razem, dostałam wtedy wiele propozycji rozmów z kolorowych magazynów, ale nie byłam gotowa i nie chciałam o tym mówić. Pamiętam o Kasi na co dzień i wierzę, że jest szczęśliwa, będąc teraz wśród naszych mistrzów – gwiazd piosenki retro. Myślę, że w jakiś sposób czuwa nade mną. Niedawno zadedykowałam jej koncert na Festiwalu Poli Negri w Lipnie.
MIASTO KOBIET: Teraz piosenki z Klubu Retro śpiewasz sama?
ADA FIJAŁ: Tak, nie mogę sobie wyobrazić, że zastępuję Kasię kimś innym, choć były takie propozycje.
MIASTO KOBIET: Stworzyłaś jednak nowy duet – z Louie Austenem.
ADA FIJAŁ: Wiele lat temu kolega zabrał mnie na jego koncert i od razu zakochałam się w tej stylistyce nawiązującej do retro. Głos Austena porównywany jest do głosu Franka Sinatry albo naszego Mieczysława Fogga. Poznałyśmy go razem z Kasią i miałyśmy z nim nagrać utwór „To ostatnia niedziela” w wersji retro-klubowej, ale sytuacja się zmieniła, więc postanowiliśmy z Louie nagrać razem coś zupełnie innego. W ten sposób powstała piosenka „Take your time”, którą napisał współpracujący ze mną przy Klubie Retro kompozytor i aranżer – Paweł Gawlik. Utwór ten był w zeszłym roku nominowany do nagrody Sopockiego Festiwalu Top Trendy.
MIASTO KOBIET: Kto słucha sześćdziesięcioletniego mężczyzny śpiewającego do muzyki klubowej?
ADA FIJAŁ: Młodzi ludzie! Widziałam, jak świetnie bawią się na jego koncertach. Louie Austen w swoim białym smokingu ma przedwojenny urok, ale przede wszystkim charyzmę, którą zaraża.
MIASTO KOBIET: Jest nieprawdopodobnie energetyczną i pozytywną osobą.
A Twoje dalsze plany muzyczne?
ADA FIJAŁ: Teraz wyjeżdżam na festiwal do Opola, gdzie w duecie z tenorem Krystianem Krzeszowiakiem zaśpiewam piosenkę z Kabaretu Starszych Panów. We wrześniu kończę pracę nad singlem. Do współpracy zaprosiłam producenta z Londynu – Victora Daviesa, znanego u nas m.in. ze współpracy z Andrzejem Smolikiem. Poznałam go przy nagrywaniu jego płyty, na którą nagrałam z nim duet. To będzie taka pin-upowo-rock’n’rollowa piosenka, nawiązująca do brzmień retro. Równocześnie trwają próby do recitalu „Ninoczka” reżyserowanego przez Łukasza Czuja. Będą to piosenki z lat 20. i 30., w wersji kabaretowo-żydowskiej.
MIASTO KOBIET: Masz wrażenie, że Twoja kariera ostatnio nabrała tempa?
ADA FIJAŁ: Nie sądzę, żebym robiła jakąś oszałamiającą karierę. I nie wiem, czy mam w sobie potrzebę, żeby znaleźć się na szczycie. Ostatnio co prawda zauważyłam zwiększone zainteresowanie moją osobą, ale może w Warszawie też jest zapotrzebowanie na „świeżą krew”. Trochę mnie przeraża, że wszyscy interesują się głównie moim życiem prywatnym. Kilka wywiadów ze mną nie ukazało się, bo nie chciałam mówić o tym, co jem na obiad i czy mam męża.
A bywanie na imprezach jest dla Ciebie przyjemnością czy obowiązkiem?
Zdecydowanie przyjemnością. Mnie naprawdę ciężko zmusić do czegoś, na co nie mam ochoty. Lubię poznawać nowych ludzi, bawić się, realizować swoje retro-modowe fascynacje i mieć miejsce, w którym można się odważniej wystylizować. Chodzę prawie wyłącznie na pokazy mody, bo modę uwielbiam i się nią interesuję. Dzięki niej możemy stać się na chwilę prawdziwą Królową Nocy. W Krakowie jest mało takich imprez, więc żeby spotkać znajomych, chodzi się na Kazimierz, tak jak w Warszawie np. na wspomniane pokazy mody. Ja często wpadam tam choćby na godzinę, żeby porozmawiać z ludźmi z planu, bo w ciągu dnia nie mamy na to czasu. Uwielbiam wielkomiejski styl życia, duże miasta, nocne życie.
MIASTO KOBIET: Ado, w ciągu sześciu lat przebyłaś drogę od aktorki offowej do osoby, której Marcin Meller przed kamerami proponuje rozbieraną rozkładówkę w „Playboyu”. Jak oceniasz miejsce, w którym się znalazłaś?
ADA FIJAŁ: Robię dokładnie to samo, co robiłam wcześniej, tylko teraz więcej ludzi przychodzi na moje koncerty czy spektakle. Dla mnie nic się nie zmieniło. Może mam odrobinę więcej pewności siebie.
MIASTO KOBIET: A co z tą rozkładówką?
ADA FIJAŁ: Zdecydowanie nie! Kobieta ubrana jest bardziej tajemnicza…
Z Adą Fijał rozmawiała Aneta Pondo
MIASTO KOBIET 5/2010