Saturday, December 7, 2024
Home / POLECAMY  / 3 najczęstsze błędy wychowawcze, które popełniają kochający rodzice

3 najczęstsze błędy wychowawcze, które popełniają kochający rodzice

Zobacz najczęstsze błędy wychowawcze rodziców. Też je popełniasz?

mama pomaga dziecku w odrabianiu zadań

Jak często wyręczasz dziecko, gdy ono tego nie potrzebuje i nie oczekuje? / fot. Pixaby

Ile błędów popełniamy z miłości? Aż strach. Jako matka jednego dorosłego dziecka i jednego, które wchodzi w wiek nastoletni łapię się czasem za głowę na wspomnienie tych wszystkich fatalnych pomyłek wychowawczych, które zrobiłam (i nadal robię, nie łudźmy się) w dobrej wierze

1. błąd wychowawczy: martwienie się

Jeśli chcesz, żeby dziecko przestało dzielić się z tobą tym, co dla niego jest trudne, pokaż, że się o nie martwisz. O to, że się przeziębi, bo nie założyło czapki; że będzie głodne, bo za mało zjadło; że dostanie złą ocenę, bo za krótko uczyło się do sprawdzianu, że złamie sobie nogę na hulajnodze albo rozbije głowę na rowerze, że zgubi drogę ze szkoły do domu, że coś mu się stanie.

Ty się tym martwisz, bo (oczywiście) kochasz, ale dziecko przez twoje martwienie czuje, że coś jest z nim nie tak, skoro ciągle dostarcza ci tyle powodów do lęków. A że i ono cię kocha, więc przestanie ci mówić o problemach i zacznie je ukrywać, żeby ci nie dokładać. Zwłaszcza, że prawdopodobnie martwisz się też o męża, przyjaciółkę, rodziców i wszystkich dookoła.

Zamiast martwić się, pokaż dziecku, że w nie wierzysz i jesteś przekonana, że da sobie radę (nawet jeśli serce ci skacze ze strachu). Od córki usłyszałam kiedyś, bardzo długo po jakimś niebezpiecznym zdarzeniu: „Nie chciałam ci o tym mówić, żebyś się nie martwiła”. Przypomniałam sobie wtedy, że ja też nie mówiłam i nadal nie mówię swoim rodzicom niczego, co spowodowałoby ich martwienie się, które jest bardziej obciążające dla mnie niż dla nich. Syn z kolei powiedział, że zniechęciłam go do back flipa (salto w tył) przez moje martwienie się, że sobie rozbije głowę. W końcu i tak to zrobił, ale musiał najpierw przełamać moje i swoje (przejęte ode mnie) lęki.

Zauważ też, jaka martwica kryje się w słowie „martwić”. Wolisz zasilać dziecko tym, co martwe, czy żywić je tym, co żywe, czyli wiarą, że jest wystarczająco dobre, by sobie poradzić?

2. błąd wychowawczy: wyręczanie, doradzanie i pomaganie

Zasznurujesz mu buty, zapniesz kurtkę, żeby było szybciej, bo nie zdążycie na autobus, samochód, bo ono się guzdrze, bo nie da rady, bo jeszcze za małe. Za każdym razem dajesz w ten sposób sygnał dziecku, że jest nie dość dobre, nie dość ogarnięte, żeby sobie poradzić. Czy stanie się coś strasznego, gdy wyjdzie z domu krzywo zapięte (za to samodzielnie!) albo z dwiema różnymi skarpetkami, albo nawet, gdy się spóźnicie do przedszkola?
Przyszykujesz ubranie do szkoły, zrobisz śniadanie, podstawisz obiad pod nos – nawet, gdy dziecko ma już 18 lat, bo okazujesz tak swoją „miłość”. A może to nie miłość tylko kontrola, albo udowadnianie swojej niezbędności, albo sposób na ubezwłasnowolnienie i odebranie mu pewności siebie.

Albo to: zapraszasz do wspólnej zabawy (bo jesteś przecież super kochającym rodzicem), np. przy zrobieniu ogniska – dziecko zachwycone, ale to ty układasz drewno, bo ono robi to krzywo. Zapraszasz dziecko do wspólnego pieczenia, ale zaraz odbierasz mu wszystkie akcesoria i się denerwujesz, bo rozsypało mąką. Albo budujecie razem zamek, ale to ty dyrygujesz: tutaj zrób okno, a ta wieża jest za niska, a brama tak nie wygląda. A potem się dziwisz, że ono nie chce z tobą spędzać czasu.

Niby jesteś super rodzicem, który chce bawić się z dzieckiem i uczyć je, a w rzeczywistości dajesz sygnał, że ono się do niczego nie nadaje, że jest nieudolne, że musisz ten zamek zbudować za nie.

Mój syn na naszych wspólnych warsztatach z robienia motanek nie mógł sobie poradzić z zawiązanie chusty na swoje ziarnuszce. Zaczęłam mu doradzać, podpowiadać, pocieszać, a on coraz bardziej się frustrował i złościł. W końcu wzięłam jego motankę i pomogłam mu, dokończyłam ten jeden brakujący element. W domu, gdy zapytałam: „Gdzie postawić twoją motankę?”, usłyszałam: „Ona nie jest moja, tylko twoja, ty ją zrobiłaś”. Swoją nieproszoną pomocą odebrałam dziecku jego dzieło!
Jako „dobra” matka korzystałam też z każdej sposobności, aby różne przygody czy opowieści córki wykorzystać edukacyjnie, przekazać jej jakąś mądrość życiową. A ona nie potrzebowała tego, chciała się wygadać, może przytulić, pokazać swoje emocje, zyskać akceptację, upewnić się, że mimo wszystko jestem po jej stronie, a nie wysłuchiwać kazania. Po którymś razie (pewnie już setnym lub tysięcznym, niestety), gdy znów zaczęłam swoje, zobaczyłam machnięcie ręką i usłyszała: „dobra, mamo, lepiej nic już nie mów.”

 

Zobacz też: 10 metod wychowawczych, które rozwijają w dzieciach emocjonalną siłę

 

3. błąd wychowawczy: przerywanie

Dziecko mówi, a ty przerywasz, bo już wiesz, co powie, bo już znasz odpowiedź na jego problem, bo tak plącze i mówi rozwlekle, że szkoda ci czasu. Przerywasz, bo chcesz szybko poradzić, pomóc, pocieszyć. I tracisz podwójnie – pierwszy raz, bo nie dowiesz się, co dziecko naprawdę chciało się powiedzieć, drugi raz – bo po kilku (kilkuset nawet, dzieci tak łatwo się nie poddają) takich akcjach, dziecko jest zniechęcone i nie przyjdzie do ciebie z czymś naprawdę ważnym, bo i tak wie, że nie zdąży ci tego powiedzieć – przy twojej prędkości przerywania mu w pół zdania jest to niemożliwe.

Może trudno w to uwierzyć, ale nigdy nie wiadomo, co dziecko chce naprawdę powiedzieć, dopóki się go nie wysłucha do końca.

Trudno jest nie przerwać, gdy się „wie” albo ma się samemu coś ważnego do powiedzenia (zauważcie jak często wyglądają rozmowy dorosłych, jak się wcinamy w cudze wypowiedzi, bo już wiemy, co ta osoba ma na myśli, bo mamy od razy dygresję, żart albo własną historię na ten sam temat do powiedzenia!). Ale warto, bo wysłuchanie i milczenie sprawia, że robi się przestrzeń na inne słowa, które potrzebują czasu, by dojrzeć, by się sformułować i wydostać.

Uczyłam się sztuki nieprzerywanie robiąc wywiady. Na początku swojej drogi dziennikarskiej odkryłam, że zdarzało mi się przerywać, bo już wiedziałam, co będzie dalej albo chciałam szybo złapać rozmówcę za słowo i pociągnąć inny wątek. Przy odsłuchiwaniu rozmów odkrywałam, że często w momencie przerwania rozmówca zaczynał mówić coś, co mogło być najważniejsze dla tego wywiadu, a mnie zabrakło cierpliwości, czy raczej umiejętności pobycia w ciszy (niezręcznie, prawda?), aby pozwolić myśli, być może wypowiadanej po raz pierwszy, by dojrzała.
Najważniejszych rzeczy dowiadywałam się od moich dzieci wtedy, gdy pozostawałam z nimi długo w rozmowie, w której było więcej milczenia niż mówienia.

Każda, ale to każda z tych rzeczy, dotyczy też kontaktów z dorosłymi. Przerywamy, doradzamy nieproszeni, martwimy się o nich. W dobrej wierze, oczywiście, ale z odwrotnym skutkiem.

 

Zobacz też: Masz niegrzeczne dziecko? Zobacz prawdziwą przyczynę

 

Dziennikarka i redaktor naczelna „Miasto Kobiet”, które wymyśliła i wprowadziła na rynek w 2004 rok. „Miasto Kobiet” to jej miłość, duma i pasja. Prezeska Fundacji Miasto Kobiet, która wspiera kobiety w odkrywaniu ich potencjału oraz założycielka Klubu Miasta Kobiet – cyklu spotkań dla kobiet z inspirującymi gośćmi.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ